Rozdział 1

*BLAKE*
 Wrzuciłam do walizki czarne szorty, czerwoną bluzkę i ostatnie przedmioty jakie pozostały w mojej opustoszałej szafie. Zamknęłam torbę płynnym ruchem i powróciłam do przeglądania półek. Byłam pewna, że chcę opuścić tą przeklętą Irlandię z którą wiążę najgorsze zdarzenia. Śmierć rodziców nie należało do najmilszych wspomnień. Nikt i nic nie trzymało mnie tutaj, więc zaczęcie nowego życia w Londynie uważam za jedną z najlepszych decyzji w
moim życiu. Wzięłam do ręki uchwyt walizki i poprowadziłam ją do przedpokoju. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze i przyznałam, że wyglądam całkiem nieźle. Koronkowa sukienka idealnie leżała na moim chudym ciele. Moje blond włosy były uwiązane w luźnego kucyka przełożonego przez ramię. Założyłam na ramiona skórzaną kurtkę, która idealnie współgrała z moimi ulubionymi czarnymi litami. Byłam dumna z siebie, że udało mi się tak szybko pozbierać po śmierci rodziców. Nie minęło kilka tygodni od pogrzebu, a na moich ustach zagościł dawno niewidziany, promienny uśmiech. Ale nawet pomimo tego postanowiłam opuścić mój ojczysty kraj. 
-No dobra Blake weź się w garść-głośno wypuściłam powietrze z ust  i opuściłam obskurne mieszkanie w którym byłam zmuszona mieszkać przez ostatni czas. Przekręciłam kluczyk w zamku i włożyłam go pod wycieraczkę. Nie miałam nawet ochoty czekać piętnastu minut na potencjalnego właściciela tej rudery w której nie było nawet prądu. Na całe szczęście zamieszkiwałam tutaj zaledwie tydzień swojego marnego życia. Przez całą drogę na lotnisko towarzyszył mi charakterystyczny stukot obcasów. Była czwarta nad ranem, a ja szłam przez główną ulicę Dublinu uśmiechając się pod nosem. Fakt iż szłam przez nią ostatni raz sprawiał mi niesamowitą radość, której nie byłam w stanie nawet opisać słowami. Po męczącej, godzinnej odprawie wreszcie mogłam usiąść w wygodnym fotelu i zacząć rozkoszować się cudownymi dźwiękami piosenki 'Same Love'. 
-Przepraszam. Czy tutaj jest wolne-poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, a mój cały dobry humor znikł. Miałam ochotę spędzić ten lot w samotności. 
-Ugh, nie-nie miałam problemów z nieśmiałością, więc zawsze potrafiłam bez żadnych skrupułów wyznać swoją opinię. 
-Dzięki-blond włosy chłopak usiadł na krześle obok, a ja przewróciłam teatralnie oczami odwracając głowę w stronę szyby. Nie miałam ochoty rozmawiać z kimkolwiek ani tym bardziej rozpoczynać nowych znajomości. 
-Jak to się stało, że jeszcze się nie poznaliśmy śliczna-jego ręka wylądowała na moim kolanie, a ja szybkim ruchem ją strzepnęłam.
-Wypierdalaj-warknęłam patrząc na niego spod byka. Jego osoba wyjątkowo mnie wkurwiła co nie było dobrym posunięciem z jego strony.
-Złość piękności szkodzi-uśmiechnął się, a ja czułam jak moje ciśnienie zaczyna rosnąć.
-Jebaj się-wystawiłam w jego stronę środkowy palec z triumfalnym uśmiechem.
-Chyba nie wiesz kim jestem-stwierdził, na co ja odwróciłam głowę w jego kierunku.
-Chuj mnie to interesuje-włożyłam słuchawki do uszu, a ten jakby nie zrozumiał moich znaków, aby się odpierdolił, wziął sobie jedną słuchawkę i zaczął słuchać wraz ze mną.
-Słabi są-stwierdził po minucie. Teraz ostro przesadził.
-Może ty umiesz lepiej?-prychnęłam z powagą. Przerzuciłam swoje włosy na prawe ramię i wyciągnęłam magazyn z mojej torby podręcznej.
-Tak się składa, że potrafię-puścił z swojego Iphona rzekomo lepszą muzykę. O ile piszczenie pięciu gejów można uznać za robienie muzyki. Tak owszem znałam One Direction, a chłopak słuchając ich nie zyskuje u mnie respektu. Słuchawki z powrotem znalazły się w moich uszach, a ja odpłynęłam pod wpływem pieszczących moje uszy dźwięków.
-Ej blondi wstawaj-momentalnie otwarłam oczy na słowa przystojnego chłopaka o niebieskich oczach. A nie to nadal ten sam skurwiel siedzący obok mnie. Czyli żegnaj księciu z bajki. Lot zakończył się, a ja wreszcie mogłam opuścić tę piekielną, latającą machinę. Opuściłam pokład czując świeże, londyńskie powietrze. Teraz tylko dotrzeć pod dobry adres i pora zacząć wszystko od początku. Wsiadałam do typowej, angielskiej taksówki, która zabrała mnie na Abbey Road 69. Dom w zewnątrz wyglądał naprawdę pięknie. Drewniany płotek obrośnięty czerwoną różą dodawał tylko wszystkiemu uroku. Z góry widoczne było, że osoba w nim mieszkająca nie należała do najuboższych. Powędrowałam ścieżką wyłożoną drobnymi kamyczkami, która doprowadziła mnie pod same drzwi. Zapukałam delikatnie trzy razy, a po chwili drzwi otworzyły się.
-Mellisa?-nie spodziewałam się takiej osoby po drugiej stronie drzwi.
-Blake?-zawtórowała mi szatynka.
***
Pierwszy rozdział za mną z czego jestem niezmiernie zadowolona, ale wyrażanie opinii zostawiam wam. 
Do zobaczenia, miejmy nadzieję niedługo. 
Blake ♥

1 komentarz:

  1. Skomentuję tylko tutaj , bo nie mam za dużo czasu :>
    Macie fajny pomysł i jestem ciekawa co z tego będzie.
    Domyślam się już , że będą mieszkały razem ;3
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam ; * / Daria

    OdpowiedzUsuń